Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z…
Niezbyt wiele czasu, gdy chce się obejrzeć sporo miejsc, a przy okazji porobić zdjęcia najsłynniejszych lokalizacji, ale warto zwiedzić Kuala Lumpur w 3 dni, bo to ciekawe, kolorowe, nowoczesne, choć jednocześnie pełne tradycji i różnorodnych kultur miasto.
Zobacz też: Więcej relacji z podróży po Malezji
Dzień 1 – późny przyjazd, kolacja z deserem i szybki spacer do Petronas Twin Towers
Do Kuala Lumpur docieramy po południu i z lotniska jedziemy przez 1,5 godziny autokarem, na który niedrogie bilety wykupiliśmy jako dodatkową usługę, rezerwując przelot w Air Asia. Do miasta można też dojechać z lotniska szybciej, specjalnym pociągiem, choć jest to wyższy koszt i wolimy przeznaczyć ten budżet na jakieś smaczne potrawy, których przecież w KL pełno i nie możemy się doczekać wspólnej wizyty na Jalan Alor, gdzie pełno małych straganów z lokalną kuchnią oraz niewielkich restauracji. Będąc w Kuala Lumpur, koniecznie trzeba nastawić się na atrakcje kulinarne. Grzechem będzie być tam i z nich nie skorzystać!
Przejeżdżamy przez Little India, które rozpoznaję z mojej wyprawy do Kuala Lumpur sprzed 3 lat. O, zaraz miniemy fontannę ze słoniami :D.
Docieramy do dworca KL Sentral i przesiadamy się w pociąg, który zawiezie nas do dzielnicy Bukit Bintang. Szybko meldujemy się w hotelu, biegniemy na Jalan Alor na desero-kolację.
Nasz nocleg w Kuala Lumpur (tanio, czysto, doskonała lokalizacja, z ciepłą wodą i wygodnym łóżkiem, ale przez okno słychać wszystko z głównej ulicy): Royal Palm Lodge
Petronas Twin Towers
Niedługo po zachodzie słońca udaje nam się dotrzeć pieszo do najsłynniejszego miejsca w Kuala Lumpur. To obowiązkowy punkt programu, tak jak praski Most Karola czy wycieczka pod nowojorski Empire State Building :D. Petronas Twin Towers, dawniej jeden z najwyższych budynków na świecie i siedziba słynnego koncernu paliwowego. Dziś także luksusowa galeria handlowa i miejsce spotkań.Kiedy poznaliśmy się z Mariuszem w 2014 roku, byłam w końcowym etapie swojej 3-miesięcznej podróży po Azji, a on w tym czasie pracował w Egipcie. To wtedy po raz pierwszy zaczęliśmy nasze rozmowy, których nie mogliśmy już potem przerwać i niecierpliwie czekaliśmy na moment, w którym będziemy mogli się poznać w rzeczywistym świecie. Obiecaliśmy sobie, że odwiedzimy kiedyś wspólnie Bangkok i Kuala Lumpur i oto, po niecałych trzech latach, trzymając się za ręce, znów idziemy razem w wyznaczonym sobie wspólnie kierunku.
Każde miejsce jest tak samo dobre do sfotografowania budynku, choć ustawienie się przy tylnym wejściu daje możliwość uchwycenia kolorowej fontanny z oświetlonym biurowcem, na tle granatowego nieba. Chociaż tym razem nie korzystamy ze specjalnej lokalizacji, Mariusz poleca wybrać się do Sky Baru na szczycie hotelu Traders, skąd rozpościera się piękny widok na biurowce i otaczający je park.
Dzień 2 – Batu Caves i Chinatown
Do Batu Caves wybieramy się z samego rana, kiedy nie ma jeszcze upałów. Docieramy do dworca KL Sentral i kupujemy bilet na pociąg, który dojeżdża niemal pod samo wejście do słynnych jaskiń znajdujących się na obrzeżach aglomeracji. Prowadzą do nich długie i szerokie schody, a wejścia strzeże ogromny posąg Murugana. To miejsce szczególnie ważne dla wyznawców hinduizmu i cel pielgrzymek.
Z Batu Caves wracamy do Chinatown – części miasta, której żadne z nas nie miało wcześniej okazji zobaczyć. Domyślamy się, co nas czeka i przy wejściu na ulicę Petaling naszym oczom ukazuje się targ z festiwalem wszelkiego rodzaju podróbek, ale także pysznego jedzenia.
Drobne przekąski do ręki lub dania serwowane w większych restauracjach – kosztujemy wszystkiego, co tylko możliwe i teraz wiemy już, jak smakuje Bak Kut Teh, flagowa zupa kuchni malezyjskiej, serwowana w gorącym naczyniu.
Wieczorem znów spacer w kierunku Petronas, gdzie Mariusz po raz kolejny robi zdjęcia do jednego ze swoich fotograficznych projektów.
Dzień 3 – Perdana Botanical Garden
Ostatni dzień w Kuala Lumpur to także mój ostatni dzień całej podróży, więc wybieram się w spokojne miejsce, żeby odpocząć i zregenerować siły przed długim lotem. Czeka mnie powrót do Polski z Kuala Lumpur przez Bangkok i Doha, połączony z przejazdem z lotniska Don Mueang na Suvarnabhumi, a potem powrót autobusem z Warszawy do Wrocławia. Z dworca KL Sentral przechodzę spacerem do ogrodu botanicznego Perdana, gubiąc się przy tym kilkakrotnie na wielopoziomowych ulicach i omijając liczne remonty, by w końcu dotrzeć do zielonych płuc malezyjskiej stolicy.
Przechadzam się w cieniu i słońcu i cieszę oko jego ostatnimi promieniami. Ubrana w sukienkę, pozuję do zdjęć z indonezyjską blogerką modową, która prosi o wspólną fotografię. Jeszcze tylko jeden dzień i wrócę do mrozu i śniegu :).
Odpoczywając, robię plany kolejnej książki, która będzie kontynuacją Superfood po polsku :).
Po powrocie czas na ostatni posiłek w Malezji :).
W nocy, zamówioną tuż przed zepsuciem się mojego telefonu taksówką, docieramy na dworzec i dojeżdżamy do lotniska. Rano, w Bangkoku, przejeżdżamy bezpłatnym autobusem łączącym dwa lotniska i zjadamy ostatni wspólny azjatycki obiad. Śmieję się, że to zemsta Tajów, bo dostaję najostrzejszą sałatkę z zielonej papai, jaką kiedykolwiek jadłam i nie pomaga wypicie koktajlu z mango ani litra wody ;).
Z Mariuszem żegnamy się, kiedy nadchodzi mój czas odprawy. Zobaczymy się dopiero za 1,5 miesiąca i kiedy ja będę już oswajać się z polską rzeczywistością, mój partner przejedzie jeszcze trochę Tajlandii, zwiedzając na motorze okolice Hua Hin i kończąc swój pobyt w Bangkoku.
Cześć, mam na imię Dorota i tworzę przepisy kulinarne z filmami wideo. Jestem autorką książki „Superfood po polsku”, a moje ukochane miasto, w którym mieszkam, to Wrocław :). Uwielbiam gotować i karmić siebie i innych, kiedyś moim hobby było pieczenie serników, a potem „wkręciłam się” w odchudzanie… posiłków ;). Od ładnych paru lat doradzam, jak jeść smacznie i zdrowo (da się!), żeby dobrze się czuć, mieć mnóstwo uśmiechu i energii oraz miło spędzać czas, nie tylko w kuchni.| Więcej o mnie